poniedziałek, 2 września 2013

Dwa miesiące w Bostonie!

Co u mnie? To bardzo dobre pytanie! Od momentu przyjechania do Stanów działo się bardzo dużo. Mi opadły chęci do pisania i tym sposobem niestety blog upadł. Wiem, że wielu z was zastanawia się co u mnie. Jak już nie raz mówiłam na fan page (po prawej stronie) nie zniknęłam i zapraszam wszystkich tam. Staram się na bieżąco dodawać zdjęcia i wiadomości, jak spędzam sobie dni...

 Dziś postanowiłam napisać COŚ i opisać w WIELKIM skrócie moje ostatnie dwa miesiące. Bo własnie tyle czasu już mieszkam w Mass.

Jak się tu czuję?
CUDOWNIE! Mam genialną rodzinkę i cudownych znajomych- te dwie rzeczy są dla mnie najważniejsze. Nawet to, że mieszkam w lesie przestało stanowić dla mnie problem. Czuje się tutaj maksymalnie szczęśliwa. Tego uczucia nie zaznałam w PL od bardzo długiego czasu. Dziś po 3 miesiącach, odnalazłam się tutaj i mogę powiedzieć, że zakochałam się w Ameryce. Nie myślę o powrocie w ogolę. Często jeżdżę po prostu samochodem i cięszę się sama do siebie. Tęsknię za najbliższymi, ale wiem, że jestem tutaj dla siebie. Nie mogę siedzieć w szczelnej klatce, która otaczała mnie we Wrocławiu. Mam nadzieję, że nie stracę mojego szczęścia, nie zapeszę i wszystko zostanie tak jak jest!

Co robiłam? 
...Podzielę się po prostu zdjęciami :)




Grałam w baseball...


... i golfa!!


 Dzieciaki się bawią, a POLKI plotkują! Na zdjęciu możecie poznać Zuzę :)


 A oto Mike, też dosyć ważna postać ostatniego czasu.. A raczej obiekt żartów!



Zuzę i Mike'a już poznaliście, teraz czas na Sonie po prawej!!


Plum Islans, MA- Bardzo urocze miejsce!


Jeden z campingów- Otter river state park


A tak wygląda xs size coke w Ameryce! Ciężko przyzwyczaić się do brania najmniejszych rozmiarów i ciągle nie móc ich skończyć!


A to moja kochana Zeny!


Lake Boon, nad który spędzałam duuużo czasu z moimi małymi!


Cupcakes! Moje dzieciaki mają artystyczną duszę!


Pan Mariusz też wpadł do mnie na weekend- prosto z Północnej Karoliny!


Po wielkim zwiedzaniu Bostonu przyszedł czas na alkoholowy relax w the Boston Common!


P&J !! Czyli porównywalnie z MaC&Cheese to jest to co Amerykańskie dzieciaki uwielbiają najbardziej!


AmericanMonopoly od rana!


Bubble tea! Jeśli macie okazję spróbujcie! Mi poleciła to kochana Kate, musiałam jej obiecać, że spróbuje... Spróbowałam i się zakochałam!!


Pewnego razu w the Boston Common, gdy wiewiórka zabrała nam frytkę. 


A z tej oto książki dowiedziałam się, że w PL używamy nadal koni zamiast traktorów, a na wesela chodzimy ubrani w ludowe stroje. Książka napisana 20 lat temu... Szczerze mówiąc to wydaje mi się, że myślenie Amerykanów o Polakach jest ciągle takie samo.


Mój namiot na Campingu z Hostami!


Mój pierwszy w życiu Marshmallow!


I znów camping :)


Playdate....


Ciężka praca au pair!


Z dzieciakami odwiedziłam też zoo :)



Chinatown chyba nigdy sama w sobie nie przestanie mnie przerażać. Poznajcie Marzenę :)


Fan pier- miejsce w Bostonie, na które wybierałam się w każdy weekend i wybrać nie mogłam. W końcu Roman i Marzena po prostu mnie do tego zmusili ;)


... ale wieczór jak zwykle kończy się w The Boston Common !


Homemade pierogi!


I znów Camping...


i znów... :)


Zapisałam się na Harvard! Test był bardzo trudny!! Ja załapałam się na lvl C i od przyszłego tygodnia idę na pierwsze zajęcia!!


Oreo, mój dziki i zwariowany kot!


Z ostatniej wyprawy do New Jersey! Seaside Heights. Jeśli kojarzycie "Ekipę z New Jersey"- kojarzycie też to miejsce!


Za mną Zuza, próbująca anulować nasz piękny mandat! Niestety...



Muszę jeszcze powiedzieć o moim genialnym schedule w którym NIE PRACUJE W WEEKENDY I PONIEDZIAŁKI!

Oraz to że Hości zabierają mnie na Floride do DisneyWorldu już w październiku!!!



Trzymajcie się, na pewno za szybko tutaj nie powrócę, ale obiecuję, że nie zniknę na zawsze :)

piątek, 26 lipca 2013

Blog zawieszony

Niestety mój blog zostaje zawieszony na czas BLIŻEJ nieokreślony. Brak czasu i chęci sprawił, że notki są pisane bardzo rzadko... Spotkać mnie można na FAN PAGE ------------> klik po prawej stronie. Tam na pewno nie zniknę!

Trzymajcie się moi wierni czytacze! Ja jeszcze tu wrócę :)

sobota, 13 lipca 2013

NYC

Gdy tylko dostałam meila od mojej LCC, że agencja zapłaci mi za bilet w razie gdybym nie znalazła rodzinki, zadzwoniłam do Pedra i zabukowałam bilecik Megabusem do NYC. Stwierdziłam, że jeżeli mam wracać do domu, to będzie dobra okazja, żeby sobie pozwiedzać. Pedro jest moim kumplem z ogólniaka. Jego mama mieszka od bardzo dawna w US, a on do niej przylatuje co wakacje! Takim sposobem, miałam nocleg jakieś 40 min od NYC... Idąc z walizką na metro z domu Hostów w DC musiałam przejść ponad 1,5 mili. Stwierdziłam, że sobie skrócę drogę i.... się zgubiłam. Byłam pewna, że już nie zdążę na busa i nigdzie nie pojadę. Było bardzo wcześnie i nikogo na chodniku, żeby zapytać się o drogę. Nagle mój wybawiciel wybiegł z za rogu i pokazał mi drogę! Później poszło już łatwo. Na Union Station poznałam dziewczyne z Miami, która studiuje w DC. Jechała do znajomych do NYC i tak przegadałyśmy całą drogę. Miałyśmy się jeszcze spotkać po powrocie z tego weekendu, chciała mi pomagać w angielskim, ale niestety ja zaraz miałam match i wyjechałam do Bostonu... Po 4h 30 min wysiadłam z busa na Manhattanie, wziełam walizkę i nie wiedziałam co zrobić. Pedra nie było i nie odbierał telefonu!! Posiedziałam sobie trochę na walizce i w końcu zjawił się mój długowłosy przyjaciel!! I tak ruszyliśmy na Times Squere!

Oczywiście pełno ludzi... Więc po foteczce i wędrujemy dalej. Po drodze fabryka Wonki i M&M's store!




Następnym przystankiem był Central Park

 Strawberry fields
Jokes 1$
Dakota House w której zastrzelono J.Lennona. Znajduje się bardzo blisko Strawberry fields i stoi przy niej strażnik. Następny przystanek znajduje się po drugiej stronie Central Parku, w którym zgubiliśmy sie jakies 8 razy! Było cholernie gorąco i duszno, ale my wytrwale maszerowaliśmy dalej... i doszliśmy do... 
THE METROPOLITAN MUZEUM OF ART, inaczej zwane MET. Zdjęcia w stylu Blair W!!

Następnie szukaliśmy Taco Bell na Brodway'u, zeby troszeczkę się najeść przed dalszą podróżą. Najedzeni przeszliśmy się gejowską ulicą na Greenwich Village. Dalej udaliśmy się na Little Italy i Chinatown. Zanim tam doszliśmy było już zupełnie ciemno. Przez cały pobyt w NYC mieliśmy oboje wielką ochotę na chińskie jedzenie. Dokładnie tego słodkiego kurczaka z sezamem. Oczywiście gdy doszliśmy do Chinatown wszystko już było zamknięte. Pełno przerażających Chińczyków biegających za kotami. W końcu znaleźliśmy jakąś otwartą restauracje, kupiliśmy co mieliśmy i jak najszybciej chcieliśmy wyjść! Zapytaliśmy wiec faceta, wygladającego na biznesmena jak dojsc na Brooklyn Bridge... Nie zrozumiał nas i tylko powtarzał "BRAKLIN, BRAKLIN??" zawołał córkę, która zawoła kogoś nastepnego i nagle 5 osob po Chińsku tłumaczyło nam jak mamy dość. W końcu przyszedł, ktoś normalny i przetłumaczył biznesmenowi. Po czym on mówi, ze nas zaprowadzi. No i mu uwierzyliśmy... Prowadził nas jakimiś podwórkami, w pewnym momencie się tak przeraziłam, że chciałam mu uciec, ale zobaczyłam, że zbliżamy się do mostu. Zapytałam się czy to ten most, powiedział, że tak, wiec szybko podziękowaliśmy i poszliśmy na niego... Okazał się on jednak... MANHATTAN BRIDGE! Więc szukania ciąg dalszy...
Z mapą Pedra w końcu doszliśmy.... i zastał mnie taki widok




 Po przejściu Brooklyn Bridge poszliśmy do Brooklyn Bridge Park, żeby zaliczyć ostatni punkt wycieczki, czyli wyłożyć się na trawce i oglądać Manhattan nocą!
Czyli to o czym marzyłam CAŁE ŻYCIE!
Kurczaczki <3




 AMAZING, right?
Siedzieliśmy tam jakieś 2 godziny i nie mogliśmy się napatrzyć. Niestety czas nas gonił, rodzice Pedra wracali z koncertu, więc musieliśmy wziąć metro i do nich podjechać. Niestety znalezienie metra na Brooklynie nie jest najłatwiejsze! Chyba byliśmy jedynymi białymi ludźmi na ulicy!! W końcu Jarząbek się odważył i zapytał kogoś o drogę i dotarliśmy!! Spaliśmy już dosłownie na stojąco. 

A na koniec mój dzielny murzyn Pedro, który nosił mi walizkę przez ponad 15 mil i ponad 15 h!!
Dziękuję!

Marzenia się spełniają!!!!!